wtorek, 2 marca 2010

Galakta VS. Sfera

Pierwsza notka poświęcona będzie grom (a właściwie jednej grze w dwóch odsłonach), która znana jest chyba każdemu miłośnikowi planszówek. Mowa tu o "Magii i Mieczu", wydanej przez nieistniejącą już Sferę w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Gra ta, była luźno wzorowana na drugiej edycji angielskiego Talismanu, lecz z powodu ograniczonej licencji od Games Workshop, została narysowana praktycznie od nowa, przez polskich grafików. Oraz o wydanym niedawno przez, dosyć mocne już na rynku planszowym, wydawnictwo Galakta, dokładnym przekładzie czwartej edycji, opatrzonym tytułem, który doskonale łączy obie generacje - "Talisman: Magia i Miecz".

 
Okładki pierwszej i drugiej polskiej edycji (Sfera, lata 1989-1991)

Genesis

Zaczniemy chronologicznie, od Sferowskiej (Sferycznej?) klasyki. Osobiście byłem (i właściwie to nadal jestem, jeśli nie liczyć brakującego pudełka) szczęśliwym posiadaczem pierwszej polskiej edycji. Różniła się ona nieco, od wydanego dwa lata później wznowienia. Pudełka miały inny rozmiar, to starsze było nieco większe i grubsze, a dzięki temu bardziej trwałe. Druga edycja z kolei miała już klasyczne w tamtych czasach pudełko formatu A4, w jakich wydawane były praktycznie wszystkie gry Sfery. Lecz największą różnicą była plansza - ta z wydania drugiego, znów była klasyczną planszą, formatu A2, na śliskim, płaskim papierze. Natomiast ta z wydania pierwszego była swoistym ewenementem - wydrukowana na grubej tekturce, składała się z czterech elementów, które należało złożyć ze sobą, niczym przerośnięte puzzle.


Na początku lat 90-tych, kiedy "Magia i Miecz" zawitała do naszego kraju, było tak jak niesamowity powiew świeżości i wielkiego świata. Zupełnie nowa jakość, w odróżnieniu do znanych do tej pory Chińczyka, Bierek, czy Eurobiznesu, pozwalała grupce gówniarzy całkowicie zatracić się, na długie godziny, w świecie Talismanu. Kilkanaście fantastycznych postaci do wyboru, współczynniki, karty przygód, czary i cel, którym była Korona Władzy. Dla Sfery był to strzał w dziesiątkę, oprócz dwóch wydań tzw. "podstawki", na przestrzeni kilku lat pojawiło się aż pięć dodatków (w tym jeden stworzony w całości i od podstaw przez Polaków). Były to "Podziemia", "W kosmicznej otchłani", "Miasto", "Jaskinia" i "Smoki", lecz o nich powiem Wam już w innej notce.

Okres przejściowy

Przez długie lata seria MiM cieszyła się wśród młodzieży niesłabnącą popularnością. Sfera pławiła się w górach dolarów [no, może trochę koloryzuję], wydając w międzyczasie kilka innych, mniej lub bardziej udanych gier. W końcu, kiedy licencja od Games Workshop wyczerpała się całkowicie, zarząd Sfery postanowił wydać swoją własną wersję Magii i Miecza, luźno opierającą się na koncepcji i pomyśle oryginalnej gry. Twór ten nazywał się "Magiczny Miecz" i również doczekał się podobnej ilości dodatków, oraz podzielił graczy na dwa obozy - zagorzałych przeciwników (którzy wychowani na MiM nie byli w stanie przełknąć okropnej szaty graficznej MM), oraz oddanych fanów (którzy najprawdopodobniej nie mieli do czynienia z oryginalną Magią i Mieczem, w związku z czym nie mieli alternatywy do porównania). Ostatecznie Sfera, po latach rządzenia na rynku, zakończyła swoją działalność, a scena planszówkowa na jakiś czas przeszła w stagnację. Aż do niedawna, kiedy nagle rynek się wzbogacił i w sklepach pojawiło się mnóstwo, do tej pory niedostępnych rzeczy. Zdecydowanie wzrosła jakość produktów, niestety wprost proporcjonalnie do ceny.

Nowy początek

Tak właśnie, po prawie dwudziestu latach, doczekaliśmy się kolejnego wznowienia naszej ulubionej gry planszowej. Dzięki wydawnictwu Galakta, które uraczyło wygłodniałych graczy wspaniale wydaną konwersją czwartej edycji - "Talisman: Magia i Miecz". Tym razem w całości na licencji z oryginału, profesjonalnie przetłumaczone, wydane w pięknym i trwałym pudełku. Z planszą mniej więcej dwa razy większą i piękniejszą niż ta znana niegdyś. Ponownie był to strzał w dziesiątkę, Talisman to najwyraźniej kura znosząca złote jajka. Dzięki czemu doczekaliśmy się do tej pory dwóch dodatków (czysto karciany "Żniwiarz" i odświeżone "Podziemia"), a kolejne dwa są w planach wydawniczych.

 

 


Istotne różnice

Przejdźmy teraz do najbardziej charakterystycznych różnic między starą, a nową edycją. Bo tego, że różnic jest multum, chyba nie trzeba mówić. Podrasowane zostało absolutnie wszystko, lecz zasady pozostały właściwie niezmienione. Z jedną małą różnicą - do znanych do tej pory cech (Siła, Moc, itd.) dołączyły jeszcze punkty Losu. Same współczynniki, do tej pory oznaczane przez maleńkie, kolorowe kartoniki, pieczołowicie przechowywane w pudełkach po zapałkach, zostały zastąpione przez dużo praktyczniejsze plastikowe pionki. A zamiast kartoników z mieszkami złota, są malutkie, plastikowe złote monety.

Różnicę między planszami najlepiej przestawia poniższy obrazek:


 Jeśli chodzi o to jak Talisman wypiękniał, najlepiej będzie to przedstawić na przykładzie jednej postaci - Czarownicy. Obrazuje ona doskonale ewolucję jaką przeszła ta gra na przestrzeni lat.

Stary babiszon w podartej czerwonej podomce...

...przeobraził się w seksowną kobietę w stylowej sukni (Yennefer?)

Również sposób przedstawienia "pionków" na planszy uległ radykalnej zmianie. Zamiast pomniejszonej karty postaci, wetkniętej w podstawkę utrzymującą ją w pionie, mamy figurki z prawdziwego zdarzenia. Co prawda jest to plastikowa chińszczyzna, ale bardzo ładnie wykonana i dająca nową jakość rozgrywce. Aczkolwiek jeśli gra się figurkami niepomalowanymi, nie rzadko zdarzają się sytuację, że inny gracz zaczyna nagle poruszać się twoim pionkiem (wszystkie są szare, przez co podobne do siebie).

 


Karty przygód, czarów, etc. również zmieniły swój design. Są formatowo mniejsze, wydrukowane na "plastikowym" papierze i przede wszystkim kolorowe. Choć osobiście uważam, że stare "Przygody" miały swój urok i klimat, nie sposób nie przyznać, że ich nowoczesne odpowiedniki naprawdę cieszą oko.
Poniżej przedstawiam kilka przykładów "przed" i "po".

 
Stara i nowa karta Ropuchy.


Stary i nowy Smok (Siła 7).


Stary i nowy rewers karty Przygody.


Podsumowanie

Po mniej więcej piętnastu latach przerwy, z równym zapałem zasiadłem do sesyjki w odświeżoną Magię i Miecz. Gra nadal bawi, nawet takich starych wyjadaczy i jest bardzo fajną rozrywką, zarówno na wieloosobowych imprezach, jak i kameralnie, w dwu osobowym gronie. Tak jak karty i plansza, zmieniły się też używki spożywane w trakcie gry - cola i chrupki, przetransformowały się w piwo i chipsy. ;)


Ocena:

Grywalność (obie wersje):


Wykonanie (stara wersja):


Wykonanie (nowa wersja):


Stopień trudności (obie wersje):


Ocena ogólna:

4 komentarze:

Unknown pisze...

Kurcze, ja grałem parokrotnie najpierw u kuzyna w MiM, a dopiero potem matka mi kupiła MM i uważam że Magiczny miecz jest zdecydowanie ładniejszy i bardziej podobało mi się granie własnie w MM. Pod koniec grudnia sobie odswiezylem z kumplami MM i (tak jak napisałes na blogu) po przetransformowaniu uzywek zabawa była naprawdę przednia :)

i tak btw - przydalaby sie w tej notce informacja z cena tej nowej wersji MiM

pzdr,
rinho

Mike pisze...

Rinho: Cena to niecałe 150 zł. Także tanio nie jest, ale jeśli lubisz planszówki, to warto. ;)

Moniqee pisze...

Jako dziecko należałam niestety do tej grupy, która godzinami grała w MM. Pamiętam, że był to mój pierwszy kontakt ze światem fantasy i mam do tej gry ogromny sentyment.

Nowe wydanie Talismanu prezentuje się rewelacyjnie. Ta gra nie znudzi mi się chyba nigdy. Fajnie, że Galakta zdecydowała się wydawać również dodatki. Przed nami wiele godzin siedzenia nad planszami MiM :D

Anonimowy pisze...

wpadalem do miasta, zmienialem sie w szeryfa kradlem zloto (nie mogli wyslac listu gonczego) za zloto jakos zdobywalem punkty sily i mocy (nie pamietm juz jak). Jak sie udalo zostawalem krolewskim czempionem i jazda po korone ;-)

Prześlij komentarz

Bookmark and Share
 
Copyright 2009 Planszowy blog. Powered by Blogger
"Planszowy" copyright (2010) by Mike Draven